Do najbliższego sklepu musiałam przespacerować się
piętnaście minut wzdłuż uliczek najbardziej lubianych przez zakochanych. Wędrowałam w myślach po
historiach, które przypominały mi, że najgorszym błędem jaki może zrobić
człowiek to zakochać się. Zauważyłam, że co raz częściej myślę o miłości jako o
najgorszym źle, bólu i błędzie całego wszechświata. Prawdę mówiąc gdyby miłości
nie było moje życie byłoby dużo bardziej normalniejsze i bardziej kolorowe.
Gdyby miłości nie było, nie poznałabym William’a, a on by mi nie złamał serca i
nie zostawił. Nie czułabym się jakbym była zabawką w przedszkolu do, której podejdzie
dziecko, pobawi się nią trochę, a później zostawi i zajmie się inną. Nie
wylewałabym z siebie przez tamte kilka tygodni, przez całe noce litrów łez. Nie
czułabym tego dziwnego uczucia wściekłości i nienawiści, gdy ktoś tylko wypowie
jego imię. Nie miałabym tej ogromnej blizny na sercu. Nie musiałabym w tamtych
tygodniach nosić maski, która pokazywała, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku.
Z tych rozmyślań na temat jaki to świat byłby piękny, gdyby
ludzie ni popełniali błędów i nie zakochiwali się, wyrwało mnie nagłe, mocne
uderzenie. Poczułam silny zapach, który raczej nie należał do kobiety. Zapewne
kolejny kochaś leci do swojej dziewczynki.
-Przepraszam. Mój błąd, nie zauważyłam cię. –Odpowiedziałam
od razu kierując się w swoją stronę.
-Dlaczego twój? To ja na ciebie wpadłem. Zaczekaj!- Krzyknął
chłopak, gdy zaczęłam się znacznie oddalać.
Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Incydent, który zdarzył
się chwilę wcześniej nie miał w sobie nic szczególnego. Wpadasz na kogoś,
mówisz suche „Przepraszam” i kierujesz się w swoją stronę, bez zbędnych pogaduszek
i zawracania komuś głowy. Proste… Widocznie nie dla wszystkich tak proste jakby
się wydawało.
Słyszałam jak do mnie podbiegał. Odwrócił mnie w swoją
stronę. Widocznie spodziewał się jakie
mam do tego wszystkiego nastawienie. W momencie, gdy zobaczyłam jego twarz
myślałam, że gorzej być nie mogło. Mała poprawka, mogło być gorzej, mógł być to
Willliam, ale nie był. Zobaczyłam zawsze wykrzywioną w uśmiechu twarz, która
teraz miała wyraz lekkiego zdziwienia lub zdezorientowania. Twarz wokół, której
huczała burza brązowych loków. Ta twarz, która miała oczy tak zielone jak trawa
na wiosnę. Ta twarz, która gdy się uśmiecha to robi to tak wyraziście i
szeroko, że wydaje się, że jeszcze chwila i będzie się świadkiem krwawej,
niczym z horroru sceny samorozerwania. Tą osobą, której osobiście nie
cierpiałam był Kłak, który w spisie ludności funkcjonował jako Harry Styles.
Największy kobieciarz i flirciarz w promieniu 2000 kilometrów. Często było też
tak, że dziewczyny same się do niego przyklejały, a on je tylko „obsługiwał” i
cieszył się, że nawet nie musi się starać o ich towarzystwo. Gdy jednak to on
uczepił się jakieś dziewczyny, nie miała po co uciekać, bo i tak wziąłby to co
by chciał przez jeden do dwóch tygodni, ja z William’em byliśmy ze sobą około
półtora roku. Cholera! Znowu on! Nagle wyrwał mnie głos kudłacza:
-Hej, co się stało piękna?- Widocznie zauważył grymas na
mojej twarzy, po przypomnieniu sobie William’a.
-Nic co powinno cię zainteresować i nie zwracaj się tak do
mnie! Kł…- nieprzyjemnie i szorstko odpowiedziałam, ale należało mu się. Prawie
nazwałam go na środku ulicy kłakiem, jak to miałam w zwyczaju sobie o nim
myśleć. Jak dobrze, że w porę ugryzłam się w język. Chciałam odwrócić się i iść
do sklepu, ale trzymał mnie mocno.
Nagle powiedział:
-Będę tak mówił, bo mi się podobasz, a tak w ogóle to chyba
nie dokończyłaś tego co chciałaś powiedzieć.
-Ty chyba powinieneś już iść na swoją walentynkową randkę ze
swoją dziewczyną.
-Skąd założenie, że mam dziewczynę? Nie mam jej, ale wiem,
że ty z pewnością nią będziesz.- powiedział po czym na jego twarzy wymalował
się ten jego uśmiech.
-Daruj sobie takie teksty, bo naprawdę nie jestem tobą
zainteresowana!- zdziwił się nieco, przez co jego uścisk nie był tak silny i
udało mi się z niego wydostać.
Pędem rzuciłam się w stronę przystanku do którego właśnie
podjeżdżał autobus. Mało mnie interesowało, gdzie jedzie. W tamtej chwili ważne
było, by być jak najdalej Kłaka i aby nie wsiadł do tego autobusu. Gdy biegłam
słyszałam za sobą coś w stylu „Jeszcze się zobaczymy!” albo „To jeszcze nie
koniec naszej znajomości!”, ale nie przywiązywałam do jego słów większej wagi.
Przeczuwałam jednak, że dla niego te słowa nie były całkiem puste.
Świetnie! Zanim się ocknęłam po spotkaniu z Kudłaczem,
autobus przejechał już pewien kawałek. Dzięki szanownemu panu Styles’owi
straciłam sporo czasu z mojego życia na odkręcenie tego zamieszania z
autobusem. Na szczęście bez późniejszych problemów zrobiłam szybkie zakupy i
udałam się do domu. Chcąc sprawdzić godzinę, która z powodu atrakcji jakie
zapewnił mi Kłak wydawała się późna, doznałam uczucia pustki w kieszeni moich spodni. Mój telefon gdzieś
przepadł. Zapewne czeka mnie zero kontaktu ze światem, dopóki nie wykombinujemy
z rodzicami czegoś nowego. Cóż… chyba nie mam innego wyjścia i będę musiała to
jakoś przeżyć.
Wróciłam do domu w jeszcze gorszym nastroju niż był zanim z
niego wyszłam. Oczywiście po moim wejściu nie obyło się bez przesłuchania ze
strony mojej mamy.
-Co ci się tak długo zeszło? Powinnaś być dobrą godzinę temu
w domu!- w jej głosie była zauważalna nutka irytacji
-Cóż… Powiedzmy, że wypadki chodzą po ludziach.-
odpowiedziałam bez najmniejszej chęci dzielenia się informacjami dotyczącymi
ostatnich kilkudziesięciu minut mojego życia.
Następnie odłożyłam zakupy w kuchni na blacie i udałam się
do mojego pokoju. Chciałam w spokoju obejrzeć jakieś filmiki na YT lub coś dłuższego i mieć choć na
te kilkadziesiąt minut troszkę relaksu po tym wszystkim co zdarzyło się
dzisiaj. Włączyłam
laptop, była już 16:40. Założyłam na uszy słuchawki i maksymalnie pogłośniłam
dźwięk. Skupiłam się na filmie, który poleciła mi Juliet. Już od pierwszych minut zaczął mi się
podobać. Gdy akcja sięgała zenitu, moja mama z jej świetnym wyczuciem czasu wparowała
do pokoju. Ja szybko pozbyłam się słuchawek z uszu i zatrzymałam film, który
naprawdę mnie zainteresował, a nawet zachwycił.
-Pukam do ciebie i pukam, a ty nic! Masz gościa, który ma
coś dla ciebie. Wpuścić go?- Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Kto normalny
nachodzi ludzi o 17:30 w walentynki bez spytania i zadzwonienia? Tym bardziej,
że to na pewno nie moja przyjaciółka.
Po chwili odparłam:
- Jasne, niech wejdzie.- powiedziałam, a po chwili w progu zarysowały
się kontury sylwetki mojego gościa.
..............................................................................................................
Drugi rozdział gotowy. Serdecznie zapraszam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz