piątek, 27 lutego 2015

ROZDZIAŁ 2



Do najbliższego sklepu musiałam przespacerować się piętnaście minut wzdłuż uliczek najbardziej lubianych  przez zakochanych. Wędrowałam w myślach po historiach, które przypominały mi, że najgorszym błędem jaki może zrobić człowiek to zakochać się. Zauważyłam, że co raz częściej myślę o miłości jako o najgorszym źle, bólu i błędzie całego wszechświata. Prawdę mówiąc gdyby miłości nie było moje życie byłoby dużo bardziej normalniejsze i bardziej kolorowe. Gdyby miłości nie było, nie poznałabym William’a, a on by mi nie złamał serca i nie zostawił. Nie czułabym się jakbym była zabawką w przedszkolu do, której podejdzie dziecko, pobawi się nią trochę, a później zostawi i zajmie się inną. Nie wylewałabym z siebie przez tamte kilka tygodni, przez całe noce litrów łez. Nie czułabym tego dziwnego uczucia wściekłości i nienawiści, gdy ktoś tylko wypowie jego imię. Nie miałabym tej ogromnej blizny na sercu. Nie musiałabym w tamtych tygodniach nosić maski, która pokazywała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Z tych rozmyślań na temat jaki to świat byłby piękny, gdyby ludzie ni popełniali błędów i nie zakochiwali się, wyrwało mnie nagłe, mocne uderzenie. Poczułam silny zapach, który raczej nie należał do kobiety. Zapewne kolejny kochaś leci do swojej dziewczynki.
-Przepraszam. Mój błąd, nie zauważyłam cię. –Odpowiedziałam od razu kierując się w swoją stronę.
-Dlaczego twój? To ja na ciebie wpadłem. Zaczekaj!- Krzyknął chłopak, gdy zaczęłam się znacznie oddalać.
Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Incydent, który zdarzył się chwilę wcześniej nie miał w sobie nic szczególnego. Wpadasz na kogoś, mówisz suche „Przepraszam” i kierujesz się w swoją stronę, bez zbędnych pogaduszek i zawracania komuś głowy. Proste… Widocznie nie dla wszystkich tak proste jakby się wydawało.
Słyszałam jak do mnie podbiegał. Odwrócił mnie w swoją stronę.  Widocznie spodziewał się jakie mam do tego wszystkiego nastawienie. W momencie, gdy zobaczyłam jego twarz myślałam, że gorzej być nie mogło. Mała poprawka, mogło być gorzej, mógł być to Willliam, ale nie był. Zobaczyłam zawsze wykrzywioną w uśmiechu twarz, która teraz miała wyraz lekkiego zdziwienia lub zdezorientowania. Twarz wokół, której huczała burza brązowych loków. Ta twarz, która miała oczy tak zielone jak trawa na wiosnę. Ta twarz, która gdy się uśmiecha to robi to tak wyraziście i szeroko, że wydaje się, że jeszcze chwila i będzie się świadkiem krwawej, niczym z horroru sceny samorozerwania. Tą osobą, której osobiście nie cierpiałam był Kłak, który w spisie ludności funkcjonował jako Harry Styles. Największy kobieciarz i flirciarz w promieniu 2000 kilometrów. Często było też tak, że dziewczyny same się do niego przyklejały, a on je tylko „obsługiwał” i cieszył się, że nawet nie musi się starać o ich towarzystwo. Gdy jednak to on uczepił się jakieś dziewczyny, nie miała po co uciekać, bo i tak wziąłby to co by chciał przez jeden do dwóch tygodni, ja z William’em byliśmy ze sobą około półtora roku. Cholera! Znowu on! Nagle wyrwał mnie głos kudłacza:
-Hej, co się stało piękna?- Widocznie zauważył grymas na mojej twarzy, po przypomnieniu sobie William’a.
-Nic co powinno cię zainteresować i nie zwracaj się tak do mnie! Kł…- nieprzyjemnie i szorstko odpowiedziałam, ale należało mu się. Prawie nazwałam go na środku ulicy kłakiem, jak to miałam w zwyczaju sobie o nim myśleć. Jak dobrze, że w porę ugryzłam się w język. Chciałam odwrócić się i iść do sklepu, ale trzymał mnie mocno.
Nagle powiedział:
-Będę tak mówił, bo mi się podobasz, a tak w ogóle to chyba nie dokończyłaś tego co chciałaś powiedzieć.
-Ty chyba powinieneś już iść na swoją walentynkową randkę ze swoją dziewczyną.
-Skąd założenie, że mam dziewczynę? Nie mam jej, ale wiem, że ty z pewnością nią będziesz.- powiedział po czym na jego twarzy wymalował się ten jego uśmiech.
-Daruj sobie takie teksty, bo naprawdę nie jestem tobą zainteresowana!- zdziwił się nieco, przez co jego uścisk nie był tak silny i udało mi się z niego wydostać.
Pędem rzuciłam się w stronę przystanku do którego właśnie podjeżdżał autobus. Mało mnie interesowało, gdzie jedzie. W tamtej chwili ważne było, by być jak najdalej Kłaka i aby nie wsiadł do tego autobusu. Gdy biegłam słyszałam za sobą coś w stylu „Jeszcze się zobaczymy!” albo „To jeszcze nie koniec naszej znajomości!”, ale nie przywiązywałam do jego słów większej wagi. Przeczuwałam jednak, że dla niego te słowa nie były całkiem puste.
Świetnie! Zanim się ocknęłam po spotkaniu z Kudłaczem, autobus przejechał już pewien kawałek. Dzięki szanownemu panu Styles’owi straciłam sporo czasu z mojego życia na odkręcenie tego zamieszania z autobusem. Na szczęście bez późniejszych problemów zrobiłam szybkie zakupy i udałam się do domu. Chcąc sprawdzić godzinę, która z powodu atrakcji jakie zapewnił mi Kłak wydawała się późna, doznałam uczucia pustki  w kieszeni moich spodni. Mój telefon gdzieś przepadł. Zapewne czeka mnie zero kontaktu ze światem, dopóki nie wykombinujemy z rodzicami czegoś nowego. Cóż… chyba nie mam innego wyjścia i będę musiała to jakoś przeżyć.
Wróciłam do domu w jeszcze gorszym nastroju niż był zanim z niego wyszłam. Oczywiście po moim wejściu nie obyło się bez przesłuchania ze strony mojej mamy.
-Co ci się tak długo zeszło? Powinnaś być dobrą godzinę temu w domu!- w jej głosie była zauważalna nutka irytacji
-Cóż… Powiedzmy, że wypadki chodzą po ludziach.- odpowiedziałam bez najmniejszej chęci dzielenia się informacjami dotyczącymi ostatnich kilkudziesięciu minut mojego życia.
Następnie odłożyłam zakupy w kuchni na blacie i udałam się do mojego pokoju. Chciałam w spokoju obejrzeć jakieś filmiki na YT lub coś dłuższego i mieć choć na te kilkadziesiąt minut troszkę relaksu po tym wszystkim co zdarzyło się dzisiaj. Włączyłam laptop, była już 16:40. Założyłam na uszy słuchawki i maksymalnie pogłośniłam dźwięk. Skupiłam się na filmie, który poleciła mi Juliet. Już od pierwszych minut zaczął mi się podobać. Gdy akcja sięgała zenitu, moja mama z jej świetnym wyczuciem czasu wparowała do pokoju. Ja szybko pozbyłam się słuchawek z uszu i zatrzymałam film, który naprawdę mnie zainteresował, a nawet zachwycił.
-Pukam do ciebie i pukam, a ty nic! Masz gościa, który ma coś dla ciebie. Wpuścić go?- Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Kto normalny nachodzi ludzi o 17:30 w walentynki bez spytania i zadzwonienia? Tym bardziej, że to na pewno nie moja przyjaciółka.
 Po chwili odparłam:
- Jasne, niech wejdzie.- powiedziałam, a po chwili w progu zarysowały się kontury sylwetki mojego gościa.

..............................................................................................................

Drugi rozdział gotowy. Serdecznie zapraszam do komentowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz